Internet ma to do siebie, że nie znosi bezruchu, raz po raz kiełkuje nowa moda. A to bucket challange, a to „dacie darmową pizzę, jak będzie 1000 komentarzy pod screenem?”. Jedne są śmieszne, inne mniej. Kolejne to takie, które wprowadzają zamęt i rozpowszechniają nieprawdziwe informacje. Tym ostatnim niebezpiecznym zjawiskiem zajmę się dzisiaj, a jest nim SEO Yoast, które niby pozycjonuje.
W przeciągu tylko kilku dni przeczytałem o pozycjonowaniu za pomocą pluginu. Nie wiem, kto pierwszy wpadł na ten pomysł, ale najwidoczniej trafił na podatny grunt, bo jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się komentarze i opinie na temat SEO Yoast – pluginu do WordPress, który w magiczny sposób pomoże wnieść się na wyżyny wyników organicznych Google, powodując wzrost sprzedaży, odwiedzin, lubisi i innych potakiwaczy. Efekt jest taki, że mamy grupy użytkowników, które w nieświadomy sposób wyrządzają sobie krzywdę. Dlaczego?
Po pierwsze, trzeba wiedzieć, co to pozycjonowanie. Przytoczone w tytule kropki (zielone symbole oznaczające właściwą optymalizację, które widzi się w panelu administratorskim zaraz przy wpisie) to nic innego jak korelacja między znacznikiem tiitle, meta description oraz zawartością podstrony według TWÓRCÓW YOAST (to wymaga szczególnego zaakcentowania). I wszystko to prawda, ale:
- Po pierwsze
- Yoast przeznaczony jest głównie na rynki anglojęzyczne, nie radzi sobie z polskimi odmianami.
- Po drugie
- Każdy pozycjoner zna znaczenie i potrzebę stosowania synonimów, z którymi Google sobie radzi coraz lepiej, czego nie można powiedzieć o tym pluginie.
- Po trzecie
- Optymalizacja to jeden z procesów. Ważny, ale dopiero we współpracy z czynnikami zewnętrznymi (backlinki, ocena behawioralna zachowania użytkownika po kliknięciu, dywersyfikacja anchorów i źródeł odnośników, rozłożenie przyrostów w czasie i wiele, wiele innych).
I jeszcze raz: PLUGIN YOAST nie pozycjonuje!
Podsumowując, z przydatnego narzędzia, które użyte z głową i dystansem pomaga przy procesie pozycjonowania, zrobił się magiczny artefakt, dzięki któremu będziemy wyżej w wynikach wyszukań, będziemy częściej czytani i lubiani. Tylko co, jeśli konkurencja będzie także posiadała zielone kropki?
PS Rozumiemy, że nie każdy posiadł tajemną wiedzę o pozycjonowaniu i optymalizacji, ale my tę wiedzę posiadamy i jako specjaliści doskonale wiemy, że do kropek nie należy się przywiązywać i nadawać im magicznego znaczenia. Na dowód tak wygląda ten wpis:
Do napisania tego tekstu natchnęło mnie pytanie na jednej z grup: